Więcej o
Fotografia+
Są w Nowym Jorku takie kamienice w kształcie trójkąta i ja je bardzo lubię; możliwe, że to jeden z powodów, dla których ciągle myślę o Nowym Jorku (kamienice i Woody Allen). I jedna taka była w Poznaniu na rogu Ogrodowej i Krysiewicza, niestety - już nie ma. Dzisiaj przechodząc mimo patrzyłam, jak w obłokach pyłu, spłukiwanych wodą, znika to, co z kamienicy zostało. Smuteczek.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa sierpnia 31, 2011
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto
- Komentarzy: 6
Dzisiejsza pogoda pokazuje, że słuszną ideą było łapanie lata, gdy jeszcze było. Teraz wychodzi słońce - ciepło, a nawet bardzo ciepło. Zachodzi za chmurę - zimno. Na tyle, że zaczęłam myśleć o ażurowych pończochach. Ktoś skosił łany koniczyny i zamiast chmury motyli pęta się jeden smutny biały motyl. Nie pada, więc nie ma zalewu ślimaków; dodatkowo ten smutny fakt objaśnił na szczęście nie rozumiejącemu jeszcze dziecku pan gospodarz domu, który pokazał, gdzie było pryskane i gdzie kiedyś było gniazdo ślimaków. Trochę smutne, bo co komu ślimaki przeszkadzają?
Ale ja nie o tym. Wracając z Rydzyny chciałam zerknąć na jeszcze jakiś pałacyk po drodze. Padło na Racot, co było jednak wyborem takim sobie, z dwóch powodów. Młodzież niby wyspana i w normalnych warunkach niemożliwa do zagonienia w pościel nawet za pomocą kija czy przekupstwa, na dystansie 30 km okopała się na foteliku i mimo szeroko zakrojonych akcji (rozpinanie pantofla, łaskotanie w łydkę i irytowanie komunikatami słownymi) usnęła 2 km przed celem. Po czym na miejscu się okazało, że i owszem, pałac jest, ale mizerny taki, w środku hotel i średnio dostępna z ulicy restauracja (a do tego nie mieli kawy na wynos, więc), a do tego z niby-parkiem, ale też takim smutnym trochę. Więc po rundce dookoła trawnika zawróciliśmy. Pewnie jak się wynajmuje na ślub, to fajniej, ale tak normalnie to raczej w dolnej strefie stanów średnich.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek sierpnia 30, 2011
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Maja, Fotografia+ -
Tagi:
racot, polska
- Komentarzy: 4
Pakamera. Tortownia. Dawno już zaorany, a jednak gdzieś na serwerze zamurowanym w ścianie dalej działający dawny intranet firmowy. Facebook nie, bo złośliwie wyłączyłam i nagle nie mam na wallu zalewu życzeń z poczucia, że trzeba, skoro jest informacja.
Mój ulubiony sms ze słowami kluczowymi "stara+dupa". I maile już nie z automatu.
Wczoraj 36 róż. Kot czarno-biały zeżarł jedną czerwoną.
Mam trochę poczucie, że odsunęłam się i swoje urodziny oddaję walkowerem na korzyść tych wcześniejszych o dwa dni, ale bardziej od prezentów i życzeń cieszy mnie jej zachwyt basenem z kwiatami, balonikami, dmuchaniem świeczki (dzisiaj się udało, a ja co? a ja mam dwa nieostre zdjęcia, bo jestem ciapa) i obserwowaniem, jak czerwone lampiony lecą w górę, w samo niebo. Za rok zrobię girlandy, jeszcze więcej baloników, lepszy tort (niż ten mój, bo babciowy od sąsiadki był nader) i prezenty z kokardką. I może wreszcie zaplanuję tę wystawę fotografii?
PS Oczywiście, że mam 29 lat, a wyglądam na mniej.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela sierpnia 28, 2011
Link permanentny -
Kategorie:
B is for Birthday, Fotografia+
- Komentarzy: 11
Jest sporo przewodników i po Irlandii, i po samym Dublinie. Ten pożyczony od B., zawierający 18 tras związanych z poszczególnymi rozdziałami powieści Joyce'a, jest nietypowy i ciekawy, zwłaszcza jeśli się do Dublina trafi na obchody Bloomsday. Wieża Martello w Sandycove, cmentarz w Glasnevin i kilkanaście znanych dublińskich ulic, wszędzie tam, gdzie Leonard Bloom odbywał swoją wyprawę 16 czerwca. Może do następnego wyjazdu (bo wrócę) przeczytam wreszcie Ulissesa?
I kilka panoramek:
Kilruddery
Cashel
Dublin (jak z teledysku do "Pride")
Dun Laoghaire
Dun Laoghaire (^eloy)
Dun Laoghaire, widok na Sandycove z wieżą Martello
(większe po kliknięciu)
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela sierpnia 28, 2011
Link permanentny -
Kategorie:
Czytam, Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
2011, panowie, podroze
- Skomentuj
Baloniki, prezenty, kwiatki i tort. Tort freestyle, w przyszłym roku zrobię lepszy. Albo kupię.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota sierpnia 27, 2011
Link permanentny -
Kategorie:
Maja, Fotografia+
- Komentarzy: 3
W pewnym wieku człowiek zaczyna eskalować. Rocznicę ślubu dwa lata temu spędziłam na korytarzu oddziału patologii ciąży[1], popijając mineralną z plastikowego kubeczka. Rok temu - babysitterzy i kolacja w "Pod pretekstem". Tym razem wybraliśmy się do zamku w Rydzynie, zabierając młodzież, ponieważ zaraz po naszej rocznicy młodzież ma urodziny. Trochę się boję, co będzie za rok.
Rydzyna to trochę odległa Wielkopolska, bo 95 km od Poznania i to drogą z wiecznymi korkami, ale jednak Wielkopolska. Przemiła pani Janina wyjaśniła, że najpierw był zamek gotycki z XIV wieku, ale potem metodą chałupniczą nadbudowano na nim nowy, renesansowy. Duży, symboliczny, z czterema - jak cztery pory roku - wieżami i 365 oknami. Wnętrza są zabytkami w polskim stylu - dzięki wyzwalającej Polskę w '45 bratniej Armii, która pobaraszkowała nieco i wyszła z Rydzyny, zostawiając gołe mury i zgliszcza (i zapewne trochę genów) - wszystko w środku było odtwarzane. Ale jest odtworzone ładnie i naprawdę szczerze zazdroszczę uczestnikom kilkudziesięciu osobowej polsko-francuskiej imprezy urodzinowej, odbywającej się w ukwieconej sali balowej, z malunkiem na suficie i rzeźbami pod.
Zamek jest całkiem imponujący. A dookoła jest park ze stawami, a w stawach kaczki. I komary. Trawa wprawdzie nie wygląda jak na Wyspach, ale jest jej dużo, jest przycięta i można biegać, trzeba tylko uważać na kacze kupy i kretowiska. W samym zamku hotel (na trzecim piętrze) i restauracja (na pierwszym), a jak się nocuje, to ma się zwiedzanie (na drugim piętrze) gratis (wiem, żaden interes, zważywszy na cenę noclegu). Restauracja typowo "polska" (w karcie nazywa się to "dworska"), ale niewyrafinowanie droga i dobrej jakości. Wzruszyłam się, kiedy barman poprosił o 4 zł za dzbanek z wrzątkiem, herbatę i filiżanki do pokoju. I zaraz pod zamkiem przemyślnie umieszczony plac zabaw, na którym można zdeponować nieletnią latorośl, która zamiast oglądać z nawet nie z nabożnym szacunkiem, a chociaż bez zniechęcenia, ma za złe i jako jedyną aktywność akceptuje rzucanie żołędzi do fosy (bo jest fosa).
Szanowni państwo Leszczyńscy i Sułkowscy nie poprzestali na pałacu i zafundowali miasteczku kościół, pomnik i urokliwy ryneczek. W wikipedii można przeczytać o takich egzotycznych pojęciach jak "rozplanowanie urbanistyczne" czy "zamykanie perspektywy południkowej osi miasta", które w epoce budowania jak popadnie i za tyle, ile deweloper dostanie kredytu, brzmią nieco idealistycznie.
GALERIA ZDJĘĆ.
[1] Wyjaśniając, patologia ciąży tylko dlatego, że akurat tam było wolne łóżko. Nie że coś się działo nie tak. Wszystko było tak, tylko ciut po terminie.
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek sierpnia 26, 2011
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Maja, Fotografia+ -
Tagi:
polska, rydzyna
- Skomentuj