Więcej o
Fotografia+
Mam taki nawracający sen, że muszę oddać książki do biblioteki. Nie mogę ich znaleźć, znajduję nie z tej biblioteki, co trzeba, brakuje którejś, mam do oddania taką, którą dawno oddałam. Ogólnie drama. Więc w kwestii porządkowej chciałam wyjaśnić publicznie, że nie zalegam żadnej bibliotece, ba - w żadnej nie mam karty, nie wypożyczam od lat (nawet na uczelni oddałam obiegówkę w terminie). Może już mi się nie śnić więcej, skoro to ustaliliśmy?
Ale to tak dygresyjnie. Nowa galeria handlowo-parkingowa w centrum miasta cieszy mnie bardzo. Zupełnie nie z zakupowego punktu widzenia, bo w środku te same sklepy co gdzie indziej (chociaż Lidl w centrum - miła rzecz), ale z dwóch powodów, nazwijmy to, miejskich. Zniknął ohydny, szpecący centrum blaszak, stanowiący wzbogacony "bazarek" i zniknęła trwająca kilka ładnych lat budowa. Są w zamian miejsca parkingowe pod ziemią, przez co jest szansa, że jakaś część parkujących w okolicach Starego Rynku zejdzie do podziemia. I jest całkiem zgrabny architektonicznie budynek, z dużą ilością szkła, w którym ładnie się odbija stojący obok pałac Anderschów. I z tarasem widokowym, z którego wprawdzie nie ma aż tak spektakularnego widoku jak z Okrąglaka czy może-kiedyś-zakończonego Zamku na Górze Przemysła, ale zawsze coś.
Przy okazji wiosennie się zobowiązałam do szerszego zwiedzania restauracji. Zima mnie zdołowała i cały czas dołuje (proszę, 20 marca, w zaspach śnieg po majutowy pas?!). Nigdzie nie chodzę i jest mi z tego powodu zupełnie tak sobie, więc. Jedna nowa restauracja na miesiąc, proszę. Dziś "Zielone słonie" - mieszczą się na Ratajczaka tuż przy Pasażu Apollo, mam wrażenie, że wcześniej była tam księgarnia "Czuły barbarzyńca". Jak się łatwo domyślić, w środku (i na zewnątrz) są słonie i jest ich dużo. Również w toalecie, z jednej strony drzwi jest słoniowa trąba i przód, z drugiej - część słonia wręcz przeciwna. W menu sałatki, zupy, pizza i dla dzieci, ale - teh drama - nie ma frytek. Ogórkowo-melonowa lemoniada pyszna, a szpinak z fetą, granatem i truskawkowym winegretem - doskonały. Parter bez schodów, ale toaleta na półpiętrze. Dla dzieci nie ma kredek ani innych sprzętów ułatwiających czekanie (oraz nie ma frytek!).
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa marca 20, 2013
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto
- Komentarzy: 4
Według strony muzeum to jedyne takie muzeum w Polsce. A szkoda, bo bardzo ciekawe. Za jedyne 5,5 zł od dorosłego (kurduple darmo) można popatrzeć (niestety tylko) na całą gamę instrumentów z całego świata - od najprymitywniejszych glinianych gwizdawek i drewnianych flecików z gałązki po pozytywki i fortepiany. Wiadomo, 3,5-latce ciężko wytłumaczyć, czemu nie można grać na pięknych bębnach ani klapnąć w kuszące czarno-białe fortepianowe klawiatury; na szczęście sytuację uratowała miła pani na trzecim piętrze, pokazująca gongi, w które można pacnąć.
Mnie najbardziej - bo nieme instrumenty tylko frustrują, a w muzeum nie było słychać żadnej muzyki - zaciekawiły zdobienia. Lwie nogi fortepianów, złote ozdoby na drewnie, niesamowite rzeźby na szczytach harf, inkrustacje masą perłową i rzeźbione pudła rezonansowe - sztuka zdobień w pigułce.
W muzeum stoi też złota figurka Oscara dla A. P. Kaczmarka za muzykę do "Finding Neverland", co nam się ładnie wpisało w opowiadaną ostatnio Majutowi historię Piotrusia Pana, chłopca, który nie chciał dorosnąć.
Muzeum nie ma windy (chyba, nie zapytałam wprost). Wstęp - 5,5 zł, w soboty - darmo.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela marca 17, 2013
Link permanentny -
Kategorie:
Maja, Fotografia+, Moje miasto -
Tag:
sztuka
- Komentarzy: 5
... serdeczne "Oddal się rączo".
Napisane przez Zuzanka w dniu środa marca 13, 2013
Link permanentny -
Kategoria:
Fotografia+
- Komentarzy: 2
Król Julian - KFC, kawa - Francuski Łącznik.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa marca 6, 2013
Link permanentny -
Kategoria:
Fotografia+
- Komentarzy: 4
Wybiegłam w pierwszy słoneczny dzień umownej wiosny. Zamknięta w ciemnym lutym, chciałam się wytarzać w dzisiejszym słońcu, w błękitnym niebie, w złoto-różowym zachodzie słońca (kto pojechał na zakupy bez aparatu, kto?).
Współczuję sobie skojarzeń. Przejeżdżamy koło śmietnika w centrum miasta, przy którym roboczo odziana w skórę i dres starsza młodzież w ścisłym kółeczku wymienia opinie. Nie pomyślałam "chuligani", skąd. Nie pomyślałam "planują wieczorną wypitkę", skąd. Oni mają daily stand-up, to oczywiste.
Kolejne skojarzenie - sobotnie śniadanie w Republice Róż (Maj zyskał kolejną ksywę "Mistrzyni Usypiania Nie Wtedy, Kiedy Trzeba", albowiem przysnął w ramionach TŻ podczas spożywania republikowej babeczki oraz zielonego ogórka), wchodzą ubrani na czarno panowie w kapeluszach, starsi, dość sztywni, gładko ogoleni, również na karku. Typowa włoska mafia, szukam cienia wąsika i przyglądam się, czy pod marynarkami nie wybrzusza się znajomy kształt spluwy. Dopiero za drugim czy nawet trzecim rzutem oka zauważam koloratki.
Wymieniam korespondencję z przemiłą osobą o imieniu Ainhoa, od tego od razu zaczynam się uśmiechać. Tylko skąd osoba o baskijskim mianie w Szkocji?
Nie tylko ja wypłynęłam na miasto - na schodach pod Teatrem Wielkim kolorowo ubrani ludzie symulują wiosłowanie i śpiewają do kamery. Na Niepodleglości telewizja wywiaduje starszą panią, mam nadzieję, że na temat wiosny, a nie że wszystko się nie podoba.
Dziś ma się wszystko podobać.
Tymczasem idę myśleć o malowaniu schodów na Wildzie. Oraz szyć jajka oraz kurczaki na kiermasz w placówce edukacyjnej.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota marca 2, 2013
Link permanentny -
Kategorie:
Maja, Fotografia+, Moje miasto
- Komentarzy: 1