Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Fotografia+

#słoiki^2

Na fali słoikowego mema poszliśmy na niedzielny obiad do Whiskey in the Jar na Rynku. Zaiste, szyld bynajmniej nie kłamie, można zamówić tam sobie napitek również procentowy w eleganckim szkle z gwintem. Oprócz drinków w słoikach asortyment podobny do zamkniętego już w Poznaniu TGiF: steki, hamburgery, zupa z ostrą papryczką, frytki i skrzydełka. Nie wiem, jak steki (zachwalane jako najlepsze w Poznaniu), ale hamburgery są bardzo dobre. Przyznaję, że nie mam porównania i muszę niebawem udać się na rajd po hamburgerowych standach, żeby sobie wyrobić.

Strona restauracji tu.

PS Odkryłam, że Ikea ma słoiki z gumką (KORKEN). Sosie pomidorowy, nadchodzę. Czy mogę prosić o nowy dom z dużą spiżarnią?

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek września 24, 2013

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Skomentuj


#słoiki trip

Żeby nie wyłamać się z lemingarskiej tradycji, zawiozłam do Warszawy słoiki i ze słoikami wróciłam. Jest coś przyjemnie plemiennego w wymianie żywności i w karmieniu gościa, siedzeniu w kuchni i patrzeniu na zaparzanie herbaty. Zdecydowanie wolę niż anonimowość pokoju hotelowego (nie wspominając, że nie chciało mi się gotować wody na herbatę, bo musiałabym przenieść czajnik na biurko, a to praca). Dziękuję.

Szyba pokryta szarą siatką, która przy braku słońca daje efekt burzowego, listopadowego popołudnia, takiego bez żadnej nadziei; od samego patrzenia mam ochotę zwinąć się w kłębek i spać. Kiedy wychodzą plamy jesiennego słońca, drżące od liści, jest jak w upalne lato. Przy obu opcjach ostatnia rzecz, której chcę, jest patrzenie na kolejne ekrany powerpointa.

Warszawa w przelocie narobiła mi smaku na słoneczny dzień, spędzony na uliczkach z bogatą sztukaterią, na Żurawiej czy Foksal, rozpoczęty Targiem Śniadaniowym. Rano zamglona, po południu rozkosznie jesienna z obietnicą wieczoru pełnego neonów i panoramą Zamku od strony Wisły. Chcę zanurzyć się w bramy, pogłaskać lokalne koty, zastanowić się, kto korzysta z Bank of China. Zrobić listę murali, zinwentaryzować wieżowce (owszem, doceniłam Złotą 44 dopiero patrząc na zdjęcia samego szczytu budynku, ale mnie się podoba Pałac Kultury, więc może jestem niemiarodajna), pokazać Majowi Starówkę, Krakowskie Przedmieście i wjechać na sam szczyt PKiN-u. Ostatni raz byłam jeszcze w latach 80., więc umówmy się - dawno. Może nawet jeszcze windą służbową pan minister jeździł. Szkoda Warszawy na lemingowanie. No chyba że w Arkadii i Złotych Tarasach.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota września 21, 2013

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: warszawa, polska, murale - Skomentuj


Jesienne dalie

[8.09.2013]

Kiedy jeszcze była jesień bardziej letnia, z tych złocistych i pełnych słońca, że nikt nie wpadał na pomysł, żeby wyciągnąć rajstopy czy zimową puchówkę, poszliśmy do Botanika. Z rzeczy zwyczajowych była kiełbasa z grilla, wystawa dyń, pani produkująca srebrną biżuterię na bazie liści (miała nawet wywieszoną wizytówkę ze stroną www, ale - o tempora, o mores - słowa o biżuterii na niej nie ma), wata cukrowa i tęcza przy posągu tancerki. Z mniej typowych - wystawa rzeźb, doskonale uzupełniających kwiaty, krzewy i drzewa. Nic to, wyznam wstydliwie, że waran(?) wyglądał, jakby został wykonany z materiału budzącego niepewność węchową; uwielbiam, jak sztuka wchodzi w ogród.

Trochę nie dogadałyśmy się z Majem, albowiem Maj - skądinąd cenne to - jest obdarzony nadmiarem temperamentu i życzy go sobie wykorzystywać na mnie. Szukam w sobie pokładów cierpliwości, które pozwolą mi nie reagować gwałtownie na próby bycia brykniętą, szarpniętą i nadużytą fizycznie. Córko, nie demoluj zaawansowanej wiekiem matki, hm?

GALERIA ZDJĘĆ 2013 i wcześniejsze - jesień 2012, wiosna 2012 (i starsze).

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota września 14, 2013

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+, Moje miasto - Tag: ogrod-botaniczny - Skomentuj


Up in the sky albo 12 Włocławskie Zawody Balonowe

Piknik miał się zacząć o 13, o 17:00 latały tylko małe samoloty i skoczkowie na latawcach, grał przeraźliwie głośno zespół (szlagiery od "Nie płacz Ewka" do "Smoke on the Water"; niezłe, ale naprawdę głośno), nieletnich kusili trampoliną, zjeżdżalnią i watą cukrową. To nie jest ten rodzaj pikniku, jaki lubię. Koło hangaru nadymały się powoli trzy ogromne balony, co dawało pewną nadzieję, że będzie fajniej. Kiedy po zielonej wacie cukrowej odszorowywaliśmy ręce Maja za pomocą mineralnej i chusteczek (albowiem toi-toi, owszem, służy do załatwienia żywotnych potrzeb, ale rąk się nie umyje), nagle w niebo zaczęły wzbijać się balony. A było ich mnóstwo - nie wiem, czy wystartowały wszystkie, na liście startowej było 80. Umówmy się, to właśnie jest ten rodzaj pikniku, kiedy przestaję rejestrować grający zespół, a widzę tylko niebo. Maj dotyknął powłoki nadmuchiwanego balona; obiecaliśmy sobie we trójkę, że razem polecimy kiedyś o poranku w niebo nad Kapadocją (starając się oczywiście nie wybrać takiej firmy, której balony spadają, jednak).

Mam też taką prywatną teorię, że ograniczenia czasowe startu balonów - wczesnym rankiem albo późnym popołudniem są spowodowane tylko tym, żeby było najlepsze światło do zdjęć:



Zawody trwają do końca przyszłego tygodnia, pewnie bez pokazówek takich jak na pikniku, ale w niebo się będzie coś wzbijało. Jak macie blisko do Aeroklubu we Włocławku, to jest potencjał.
Oficjalna strona z balonami [2022 - link nieaktualny].

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela września 8, 2013

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Maja, Fotografia+ - Tagi: polska, wloclawek - Komentarzy: 4



Portugalia - Castro Marim/Tavira

[19/23.08.2013]

Do Castro Marim, średniowiecznego zamku na wzgórzu, poczyniliśmy dwie próby. Jedną nieudaną, bo upał był taki, że nie tylko młodzież odmówiła wskrobania się na samą górę oraz drugą, również - haha - nieudaną, albowiem w zamku odbywał się jarmark średniowieczny. Okazało się, że jarmark odbywał się po godzinie 18, a w ciągu dnia zamek był zamknięty. Gustownie odziani w stroje z epoki odwiedzający tajniaczyli się po kawiarniach ze swoimi smartfonami, co nie jest specjalnie dziwne, bo było gorąco. Miasteczko pod zamkiem było należycie urocze, więc też taki mały sukcesik. I były wielbłądy w zagrodzie, ale niechętne do kontaktu. Chyba im było gorąco. Niestety, skutkiem ubocznym jarmarku były okryte brezentem stragany na wszystkich uliczkach, co nieco ograniczało widoki.

PS G.N.R. to nie Guns'N'Roses, tylko Gwardia Narodowa. Tam się zgłasza kradzież/zagubienie dokumentów i płaci 13 euro za stronę wydruku. GALERIA ZDJĘĆ Castro Marim tu.

Tavira z kolei również ma zameczek nad miasteczkiem, tyle że mniejszy. Obok gustownego zameczku ogród, sądząc po gościach - miejsce ślubów (to tam gratulowałam druhnie, a Maj lansował się na schodach w pozach niedbałych). Poza tym marina, deptak, stare centrum handlowe z suwenirami i restauracje. W restauracji na wejściu zwykle dostaje się czekadełka, często to malutkie foremki z pastą z sardynek, pieczywo, masło, takie tam. Pasta smakuje jak paprykarz szczeciński, tylko bez rob^Wryżu. Bardzo miłe, wprawdzie doliczają do rachunku, ale to groszowa sprawa.

GALERIA ZDJĘĆ.

Czego mi zabrakło tym razem? Czasu na spokojną wędrówkę po miasteczkach (Lagos, Silves, Sagres czy innej Albufeirze), handlu lokalnego (wiem, nie w miejscowościach typowo letniskowych), winnic z degustacją i odrobinę niższych temperatur. I zamków (bo o samej Lizbonie i Sintrze opodal wspominałam już).

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek sierpnia 23, 2013

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Maja, Fotografia+ - Tagi: castro-marim, tavira, portugalia - Skomentuj