Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Czytam

Geoff Ryman - 253

Niespecjalnie wierzę w numerologię, ale przypomniałam sobie o tej książce, kiedy już byłam na tyle przytomna, żeby zauważyć na bransoletce na rączce córki godzinę urodzenia.

253 pasażerów jedzie londyńskim metrem. Niektórzy się znają, niektórzy się poznają, większość o sobie nic nie wie. I jest wszystkowiedzący narrator, który w 253 słowach opisuje każdego z pasażerów - kim jest, o czym myśli, czemu jedzie tym pociągiem, kiedy wysiada i po co. I od pierwszego pasażera - maszynisty - wiedzie resztę do stacji końcowej. Taka bardziej zabawa niż powieść, dla ludzi, którzy jadąc komunikacją miejską zastanawiają się, czym zajmuje się ta małp^Wpani w czerwonym płaszczu i skąd-ja-znam tego pana w dżinsach. Można ją było (2018 - nieaktualne) przeczytać na www, gdzie pojawiła się przed postacią książkową.

#20

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota czerwca 5, 2010

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2010, beletrystyka, panowie - Komentarzy: 2


Noel Randon - Dwie rurki z kremem

Jakbym nie wiedziała, że NR to pseudonim Tadeusza Kwiatkowskiego, to - jak w przypadku Joe Aleksa - dałabym nabrać się na to, że kryminał napisał autor niepolski. Ujęła mnie plastyczność - mała, francuska mieścina, wszyscy się znają, życie towarzysko-polityczno-plotkarskie toczy się głównie w kawiarence "Abricot", gdzie właściciel serwuje pyszne rurki z brzoskwiniowym kremem. I wszystko się wokół tych pysznych rurek kręci.

Do małego francuskiego miasteczka przyjeżdża amerykański reżyser filmowy. Zatrzymuje się u autora kryminałów, u którego najpierw ktoś kradnie diamentową broszkę żonie gospodarza, a następnie morduje wspomnianego gospodarza. Śledztwo prowadzą trzy osoby - amerykański reżyser, któremu zamordowany autor obiecał sprzedać książkę jako scenariusz na następny film, lokalny policjant Lepere i błyskotliwy, choć niski, detektyw Randot z pobliskiego miasta.

Zabawną rzeczą, którą można by było zwalić na błąd tłumacza, ale z przyczyn oczywistych nie, był opis jedzenia rurek przez jedną z bohaterek - Celestynę, która "rurki z kremem wkładała do ust w całości i mimo iż najwidoczniej miała wprawę, traciła od czasu do czasu oddech". Oczywiście autor przez rurki z kremem mógł mieć na myśli zupełnie inne rurki, ale i tak mnie to setnie ubawiło.

Inne tego autora:

#19

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek maja 11, 2010

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: kryminal, panowie, 2010, klub-srebrnego-klucza - Komentarzy: 2


Terry Pratchett - Wyprawa czarownic

Zanim wyszli "Niewidoczni akademicy", zatęskniłam do Pratchetta i wylosowałam sobie z półki "Wyprawę wiedźm" (ale, jak widać, priorytety się zmieniły i "Wyprawa" poczekała, aż skończę "Akademików"). Jestem taką podróżniczką jak Niania Ogg - wysyłam pocztówki, uważam, że za pomocą machania rękami, mówienia głośniej oraz klepania wachlarzem po ręku i mówienia "le sir" mogę załatwić wszystko, a turyści to tacy ludzie specjalnej troski, nad którymi czuwa parasol opatrzności. Za to szczególnie lubię "Wyprawę".

Lubię rozpoznawać u Pratchetta kalki naszej rzeczywistości. Genoa to Nowy Orlean, z Mardi Grass, voodoo, czarnoskórą kucharką panią Gogol z nieodłącznym magicznym czarnym kogutem Legbą, alejgatorami na bagnach i zombiem Saturdayem. Wioska z wampirem, co nie wytrzymał starcia z kotem Greebo - Transylwania. Miasteczko z ziołowym likierem i wyścigami byków - Katalonia. Taka formuła "świat w kilka dni". Na Dysku możliwe, u nas trochę trudne.

A cała wyprawa, która się zaczyna od tego, że Magrat dziedziczy funkcję wróżki i czarodziejską różdżkę oraz ma udać się sama, bez Niani i Babci do Genoi - typowa głowologia. Wiadomo, że jak się czegoś zakaże wiedźmom, to są znacznie chętniejsze niż gdyby im coś nakazać. Do tej pory kocur Niani - Greebo, słodki, mały pieszczoch ze śmierdzącym futrem i bez oka - był postacią mocno przypodłogową i drugoplanową. Tutaj - zyskuje ludzką postać i ma sporo rozrywki. Ja też. Sceny z Greebo są urrrocze. I z Casanundą, drugim najlepszym kochankiem na Dysku.

Inne tego autora tutaj.

#18

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek maja 7, 2010

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2010, panowie, sf-f - Komentarzy: 1


Terry Pratchett - Niewidoczni Akademicy

Czekałam na tę książkę i może dlatego poczułam rozczarowanie lekturą. Zbyt dużo słów, za mało za słowami, forma nad treścią przy tak w zasadzie braku widocznej formy. A przy tym to bardzo dobra książka o psychologii tłumu (doceniam mimo całkowitego braku zainteresowania piłką kopaną). W Ankh Morpork w piłkę (a w zasadzie w drewnianą kulę) grają wszyscy, a ci, co nie grają, to przynajmniej kibicują drużynie ze swojej dzielnicy. Piłka jest taka bardziej krwawa i nikt za bardzo nie pamięta, o co chodziło, ale ważne, że wszyscy noszą szaliki, tłoczą się i jedzą podłe zapiekanki i czasem zobaczą jakieś kopnięcie. Tymczasem na Niewidocznym Uniwersytecie Myślak Stibbons odkrywa, że jeśli Uniwersytet nie powoła drużyny i nie zagra meczu, straci dotację, dzięki której magowie mogą kilkanaście razy na dobę spożywać pyszne, wielodaniowe przekąski. Patrycjusz Vetinari również przychyla się do opinii, że piłkę trzeba wreszcie ucywilizować i skodyfikować.

Ale jak zwykle to, co najważniejsze, dzieje się w kuluarach. Ściekacz świec - nadzwyczaj elokwentny i niebezpiecznie inteligentny Nutt - okazuje się doskonale wiedzieć, jak sprawić, żeby drużyna Uniwersytetu wygrała. Glenda, szefowa nocnej kuchni, ma cięty język i silne poczucie sprawiedliwości. Juliet jest niebłyskotliwa, ale za to piękna. A Trevor Likely - świetnie kopie metalową puszkę.

Lubię sceny starć między nadrektorem Ridcullym a nadrektorem nowego uniwersytetu w Miedziczole (do niedawna dziekanem), subtelną grę, jaką prowadzi patrycjusz ze wszystkimi, pozwalając im myśleć, że dyktują mu, co ma robić. Zaimponował mi sekretarz Drumknott, wyjaśniający, że sam kupuje swoje spinacze. Rozbawiła mnie Glenda na pokazie krasnoludzkiej haute couture. I, co mnie zdziwiło, bardzo wciągnęło mnie sprawozdanie z meczu, jaki Niewidoczny Uniwersytet stoczył z przedstawicielami miasta Ankh Morpork. Nie jest to moja ulubiona książka, ale ma dużo fajnych scen.

Inne tego autora tutaj.

#17

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek kwietnia 29, 2010

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2010, panowie, sf-f - Komentarzy: 1


Ethan Hawke - Środa popielcowa

Był kiedyś taki dowcip, w którym spotyka się aktor z autorem. Aktor złośliwie pyta: "Słyszałem, że wydałeś książkę. Kto ci ją napisał?". Autor ripostuje: "O, ktoś ci ją przeczytał?". Ethan Hawke jest aktorem, ale takim bardziej intelektualnym, bo pisuje. Niestety, nie jest to klasa "Przed zachodem/wschodem słońca", ale czuć, że książka powstała do ekranizacji (niespełnionej). Christie i Jimmy rozstali się, kiedy Christie odkryła, że jest w ciąży i uznała, że Jimmy nie nadaje się na ojca. Jimmy jest innego zdania i przekonuje Christie, żeby wzięli ślub. Para nieustająco się kłóci i po kolei przepracowuje traumy - Jimmy śmierć ojca, Christie - odejście matki. I tak sobie jadą starym Chevroletem Novą przez Stany i według notki na okładce dojrzewają do tego, żeby przestać być egoistycznymi dupkami, a zacząć być rodziną. Niestety, autor notki twierdzi też, że książka jest "oszałamiająco zabawna"[1], co równie mija się z prawdą jak to dojrzewanie wewnętrzne bohaterów. Niespecjalnie jestem zachwycona, książkę czytałam z przerwami dobre kilka miesięcy i skończyłam głównie dlatego, że akurat była pod ręką, jak usypiałam dziecko.

[1] To już kolejny raz, kiedy na okładce ponurej i miejscami tragicznej książki czytam, że jest "zabawna" czy "komiczna". Czy autorom notek płacą więcej, jak walną taką bzdurę bez czytania?

#16

Napisane przez Zuzanka w dniu środa kwietnia 7, 2010

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2010, beletrystyka, panowie - Komentarzy: 1


Karin Fossum - Kto się boi dzikiej bestii

Komisarz Konrad Sejer z jednego miejsca zbrodni (brutalnego morderstwa starszej kobiety na wsi) wchodzi przypadkiem w miejsce napadu na bank chwilę przed napadem. Ale wychodzi, więc o tym, że jest napad, dowiaduje się za późno. Napadalec obrabowuje bank i bierze zakładnika, który przypadkiem okazuje się być zbiegłym pacjentem zakładu psychiatrycznego, widzianym przez świadka, otyłego chłopca z domu dla trudnej młodzieży, na miejscu wspomnianego wcześniej morderstwa. Komisarz wchodzi w świat urojeń dwudziestokilkuletniego Errkiego, żeby wyśledzić, czy rzeczywiście obydwa przestępstwa się łączą. Poznaje przy tym panią psycholog i okazuje się, że wraz z odejściem żony jego życie się nie zakończyło. Śledztwo jest marginalne, oś książki to zetknięcie się trzech osób - niezbyt błyskotliwego Morgana, który napadł na bank, schizoidalnego Errkiego, który zostaje zakładnikiem i przypadkowego świadka- 12-letniego Kennicka, chłopca, którego matka oddała do domu wychowawczego.

Jak w innych książkach Fossum, wyjaśnienie tajemnicy zbrodni nie przynosi nic dobrego.

Inne książki tej autorki tutaj.

#15

Napisane przez Zuzanka w dniu środa kwietnia 7, 2010

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2010, kryminal, panowie - Komentarzy: 1