Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Czytam

Daria Doncowa - Manikiur dla nieboszczyka

Postaram się racjonować tutaj radość przebywania z nową bohaterką cyklu Doncowej, która - zupełnym przypadkiem - jest również domorosłym detektywem, ale z nieco innym pochodzeniem. Racjonować, bo właśnie kończę czwartą część, a hurtem chyba nikt tu nie wytrzyma.

Eufrozyna Andriejewna Romanowa jest z zawodu harfistką, ale nieczynną, ponieważ jest żoną przy mężu. Leży na kanapie (bo jest chorowita), wcina luksusowe czekoladki (dostarczane przez męża), czyta kryminały (bo lubi i się nudzi), aż do momentu, kiedy piękna dziewczyna przynosi jej kasetę wideo z nagraniem siebie w sytuacji niedwuznacznej z mężem Eufrozyny. Froza rzuca wszystko i jedzie w Bieszcz^W^W^W, pisze list pożegnalny i idzie się zabić. Na szczęście nieskutecznie, bo o mało co nie wpada pod samochód Katii, która ją doprowadza do pionu i zabiera do swojego domu. Niedoszła samobójczyni przedstawia się jako Eulampia, bo nie lubi swojego imienia. Dom Katii, bardzo dobrej, choć niebogatej doktor chirurgii (specjalizacja tarczyca), jest bałaganiarski, mieszka w nim Sierioża, syn jednego z eks-mężów Katii, z aktualną (i wyjątkowo, jak na Moskwę, jedyną) żoną Julią, nastoletni Kiriusza, rodzony syn Katii oraz trzy psy, dwa koty i ropucha. Eulampia, zwana pieszczotliwie Lampą, zostaje gospodynią domową, co jest o tyle zabawne, że nie zna wartości pieniądza, nie umie gotować, przerastają ją urządzenia AGD, nie wie, jak robić zakupy i, wychowana w cieplarnianych warunkach, w życiu nie jeździła metrem. Na szczęście ma dużo zapału, po pierwszej fali niepowodzeń (#ludziektórzy nie umieją wyprowadzić psa na spacer oraz gotują mydło zamiast makaronu), którą miła rodzina wybacza, zaczyna odkrywać radości prostych czynności. Przepisy pozyskuje od straganiarek, ubrania kupuje na bazarku (chińską kurtkę łatwiej wyprać w pralce, a płaszcz z wielbłądziej wełny i zamszowe pantofelki nie) i po raz pierwszy od dzieciństwa jest szczęśliwa.

Tyle że nagle ktoś porywa Katię, a Lampa ma dostarczyć schowane w bezpiecznym miejscu dokumenty. Bezpieczne miejsce u znajomego Katii, aktora Antona, okazuje się być miejscem zbrodni, albowiem ktoś mężczyznę stuknął (oraz obciął mu ręce). Lampa, tak jak Dasza, kupuje sobie podrobioną legitymację milicyjną, korzysta też z tego, ze ludzie uważają, że wygląda "zupełnie jak milicjantka" i chodzi po Moskwie od człowieka do człowieka, pytając o kolejne tropy. Na szczęście na końcu trafia na sympatycznego milicjanta, Wołodię Kostina, który pomaga jej rozwiązać sprawę i jednocześnie - splątane wątki z życia osobistego.

Lampa jest mniej irytująca niż Dasza, nie emituje odoru bogactwa (chociaż, jak się okazuje, nie jest biedna), jej perypetie z życiem codziennym są żenująco zabawne. Rodzina Romanowów (bo zupełnie przypadkiem Katia nazywa się tak samo jak Eulampia) jest miła, wspierająca, a mopsy grzeją i się przytulają.

Inne tej autorki tu.

#53

Napisane przez Zuzanka w dniu środa lipca 24, 2013

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2013, kryminal, panie - Komentarzy: 6


Daria Doncowa - Śpij, kochanie

To chwilowo ostatni tom, jaki mam, przygód Daszy Iwanownej. Wyznam, że boję się następnego, bo poprzeczka idiotyzmów jest postawiona bardzo wysoko. Wątek kryminalny rozpoczyna się, gdy Dasza ratuje samobójczynię spod pociągu, która jednak bynajmniej nie jest jej wdzięczna, na tyle, że po tym, jak ją zwyzywała i została odwieziona do szpitala, poprawia próbę samounicestwienia, tym razem skutecznie wyskakując z otwartego okna. Wątek obyczajowy za to wprowadza nowy gość w willi w Łożkinie - Alisa, prawie była żona byłego męża Daszy, Maksa (tego, co siedział w areszcie za morderstwo poprzedniej żony). Wprowadza się nie dość, że z meblami ("wystaw swoje, a ja wstawię moje, bo to antyki!"), to jeszcze z małpą - Freddym oraz zaczyna rozstawiać wszystkich po kątach: niewybrednie obraża gospodynię i kucharkę, wprowadza do domu wiecznie podpitych gości oraz w roli wisienki na czubku - szamana Filę. Szaman organizuje pochody dookoła domu, obficie kropiąc wszystko płynem do mycia okien, seanse wypędzania złego ducha, przepowiada przyszłość i rozdaje talizmany. Dasza oczywiście na to wszystko pozwala, wszak ruska gościnność zobowiązuje, nawet jak małpa tłucze po głowie psa. Niestety, od poprzedniego tomu autorka zapomniała, że Daszeńka wprowadziła do domu Bonifacego, dziadka-karatekę oraz że pułkownik Diegtiariew sprzedał mieszkanie, żeby również zamieszkać w Łożkinie i kontrolować, czy Dasza nie wdaje się w następne śledztwo. Bonifacy wyparował, los Diegtiariewa był nieco łaskawszy, bo został jawnie wysłany na wycieczkę do Paryża i zwiedzał D'Orsay.

Samozwańcza detektyw szuka więc przyczyn samobójstwa pięknej, anonimowej brunetki, ponieważ lokalna milicja ma to zasadniczo w głębokim poważaniu. Najpierw zostaje wprowadzona w błąd, denatka zostaje skremowana jako ktoś inny, co wychodzi na jaw w okolicznościach niefortunnych, bo na stypie, gdzie rozpoznana przez siostrę Ninel pojawia się, nieco zirytowana. Niechętna lokalna milicja daje się obłaskawić domowym obiadkiem, a Daszka krąży po Moskwie i odkrywa kolejnych samobójców, którzy - tak jak denatka, którą każdy z nich kochał - skakali z okien. Po drodze w Łożkinie wpadają rosyjskie służby san-epid, albowiem wracający z Indii Arkasza dostaje wysypki, którą lekarz bierze za dżumę (ewakuacja, wszyscy - łącznie z szamanem - zamknięci w izolatce, dom i zwierzęta wypryskane czymś śmierdzącym), ale szybko się okazuje, że to uczulenie. Wracając do wątku kryminalnego, jest sekta gwałcących się pod wpływem narkotyków wychudzonych ludzi, przemoc w rodzinie, charyzmatyczny i zły przywódca, który na samym końcu, mimo wykrycia i aresztowania, hipnotyzuje milicję i znika, zostawiając wszystkich w pół słowa.

Jak zwykle, między wierszami jest sporo obserwacji noworuskich, kilka bezużytecznych obserwacji typu, że uprane ruble przeżywają, a z dolarów schodzi farba, aczkolwiek mniej niż w poprzednich tomach.

Inne tej autorki tu.

#52 (to co, fajrant?)

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lipca 12, 2013

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2013, kryminal, panie - Komentarzy: 11


Leonard Cohen - Ulubiona gra

Nie pamiętam już „Buszującego w zbożu”, do którego porównywana jest pierwsza książka kanadyjskiego poety i barda, ale jeśli też idea była taka, że młodzieniec nie wie, co zrobić ze swoim życiem i strasznie go męczy, cokolwiek robi, to to jest ten klimat. Breaveman, Żyd z Montrealu dojrzewa z przekonaniem, że jego celem jest miłość fizyczna (i w przeciwieństwie do „Kompleksu Portnoya” nie zamierza brać sprawy we własne ręce). Szuka kobiety idealnej, którą pokocha tak bardzo, jak tylko można ją pokochać. W trakcie więc eksperymentuje z hipnozą, żeby poprawić swoje szanse na konsumpcję, prowokuje bójki, odbywa jakieś przypadkowe związki, ale bez specjalnego zaangażowania. Pisze dziennik, mimochodem zostaje poetą, publikuje jedną książkę, drugą, schodzi do poziomu robotnika, pracując w hucie, jako windziarz czy wreszcie – ze swoim przyjacielem z dzieciństwa – na obozie dla kanadyjskiej młodzieży. Podobno to książka o dojrzewaniu; ja bym raczej nazwała ją przeintelektualizowanymi poszukiwaniami w głębi siebie, tak bardzo lubianymi przez klientów psychiatrów. Tyle że bez lekkości Woody Allena, którego stać na ironię wobec siebie. Braveman owszem, jest cyniczny i próbuje obserwować się z dystansem, ale bardziej jak bohatera czytanej książki, bo niespecjalnie zgodnie z autorefleksją biega po Montrealu jak fretka na sterydach, nie umiejąc sobie znaleźć miejsca. Wszystko jest przeplatane cohenowskim liryzmem, więc jak jak kto lubi, to pewnie - nad warstwą dotyczącą typowo zmysłowego poznania ciała kobiecego – sobie tę poezję wyłuska.

Trafiło mi się tłumaczenie Pawła Lipszyca, możliwe, że lepiej się czyta w innym wydaniu, które tłumaczył Maciej Zembaty.

#51

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lipca 9, 2013

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2013, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Daria Doncowa - Kłamstwo na kłamstwie

Polina, córka przyjaciółki Daszy Wasiljewej, umiera na izbie przyjęć szpitala. Przyjaciółka jest z nowym mężem w Stanach, do tego na urlopie, więc nieresponsywna, Daszutka zamawia trumnę, organizuje pogrzeb, ale kiedy jedzie odebrać zwłoki z kostnicy, okazuje się, że niedoszła 23-letnia nieboszczka ożyła. Pogrzebu nie ma, trumny firma pogrzebowa nie chce odebrać (nawet mimo tego, że Dasza rezygnuje ze zwrotu pieniędzy), potem pali się auto Poliny z jej przyjaciółką w środku, zajmująca jej pokój w szpitalu niespodziewanie umiera (ale nie budzi to podejrzeń, wszak to szpital), ktoś do niej strzela w butiku, a na końcu dziewczyna ginie w wypadku w pożyczonym od Daszy fordzie. Przyjaciel Daszki, pułkownik Diegtiariew, twierdzi, że to wypadek, ale Daszka podgląda milicyjne dokumenty i widzi informację o śladach materiałów wybuchowych (sprawdzić, czy nie trotyl). Po poprzednim tomie (który sobie przez roztargnienie ponownie przeczytałam, ale powiadam Wam - odkryłam w nim nowe pokłady humoru) zupełnie nie dziwi, że cały aparat moskiewskiego milicji zniechęca ją do śledztwa oraz nieco lawiruje w kwestii wydania ciała zabitej. Daria jednak węszy, bo jej się nudzi - nie pracuje, w domu w Łożkinie synowa sprowadziła filmowców, którzy kręcą serial obyczajowy i usilnie chcą również nagrywać Daszę. Zaczyna więc prowadzić śledztwo swoją ulubioną metodą chodzenia od człowieka do człowieka i pytania o denatkę. Wszyscy oczywiście szczerze się zwierzają, nawet obcy - wystarczy, że poda się za dziennikarkę z "Cosmo" czy milicjantkę (ma na tę okazję fałszywą legitymację ze stemplem wyrzezanym z gumki do wycierania), prywatnego detektywa albo znaną w towarzystwie noworuską, żonę kogoś znanego. Najbardziej uroczym momentem jest spotkanie z luksusowym alfonsem, niejakim Obłym, który okazuje się człowiekiem z klasą, niespodziewanie odkrywa, że jego dziadek miał romans z babką Daszy oraz ogólnie wspiera we wszystkim, bo dużo może. Kulminacją jest odpalenie fajerwerków w domu przez Daszę, która zaciekawiła się, czy może materiałów pirotechnicznych użyć do wykurzenia z domu podejrzanego (nie, nie może).

Polina okazuje się zupełnie kimś innym - złodziejką, łowczynią posagów, puszczalską i interesowną dziwką, tyle że pechową. Bo do łóżka ją chętnie panowie wpuszczają, ale żenić się nie chcą (a to dlatego, że rodzice odmawiają, wszak Moskwa to świat aranżowanych małżeństw). Okazuje się, że nawet Arkady, syn Daszy, był przez Polinę napastowany i żeby się od natrętki uwolnić, musiał ją uderzyć (bo są damy i dziwki, dziwkę trzeba mocno walnąć głową o futrynę, żeby zrozumiała), co Daszka oczywiście bez zastrzeżeń akceptuje. Kontynuuje jednak śledztwo, bo nie dość, że się jej nudzi, to jeszcze jest uparta. Jak zawsze, przygarnia kogoś w potrzebie - tym razem znajduje przypadkiem głodującego staruszka Bonifacego, karmiącego kota i psa owsianką na wodzie.

Czytam tę książkę z narastającym zachwytem, bo piękne jest tu wszystko. Na każdym kroku Daszeńka zastrzega się, że mimo fortuny w paryskich bankach nie jest noworuską, tylko skromną lektorką francuskiego, ale śledztwo prowadzi rzucając studolarówkami (300 dolarów dla 10-latka za informację o sąsiedzie), zakłada garsonkę Givenchy oraz okazuje torebkę od Lagerfelda, bo to znacznie ułatwia rozmowy z bogatymi. Sześciomiesięczne dzieci Arkadego noszą czapeczki z futra pieśca (nie sprawdzajcie w googlu, bo będzie Wam smutno), ponieważ rodzice nie mogli się dogadać, czy lis czy baranica. Dodatkowo Dasza udziela czytelniczkom szeregu porad, jak zdobyć męża (chwalić za wszystko, również za pożycie intymne, które kończy się przed zdjęciem bielizny, uwielbiać teściową i śmierdzącego psa, interesować się piłką nożną, nie gadać o sobie, gotować, zmywać i prać i martwić się tylko zmartwieniami przyszłego męża). Potem na szczęście można już zemścić na zaobrączkowanym egzemplarzu. Dyskretnie przeprowadza też indoktrynację w kwestii jakości restauracji, mimo że najbardziej na świecie uwielbia macdonaldowego cheeseburgera - kim jest somellier, że prawdziwe risotto podaje się z prawdziwkami, a nie pieczarkami, a karczochy w całości, a nie kawałkach i koniecznie z sosem, a sezon na homary jest tylko w miesiącach, które w języku francuskim mają "r" w nazwie. Najbardziej ujęła mnie złota myśl babci Daszy: jeśli zaatakował cię gwałciciel i nie możesz się bronić, powinnaś się odprężyć i starać się mieć z tego jakąś przyjemność.

Jest to książka tak cudnej urody, że nie szkoda mi na nią lata. I na następną! A następna jest jeszcze lepsza - na dom Daszy najeżdża żona jej byłego męża (z meblami, małpą i szamanem), jest sekta i tajemnicza podwójna samobójczyni.

Inne tej autorki tu.

#49-50, bo jeszcze raz przeszłam przez "Żonę".

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lipca 6, 2013

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2013, kryminal, panie - Komentarzy: 6


Jack Knab - Cichy pogrzeb w Las Brisas

Zachęcona faktem, że John Knab to pseudonim Ryszarda Bańkowicza, szukałam śladów PRL-u w egzotycznym enturażu Meksyku. Niestety, to typowa książka sensacyjna, z dużą ilością szczegółów pokazującą obeznanie geograficzno-polityczne autora; świetnie, ale jakby nie taki był cel lektury. Dużo ogólników i przesądów na temat poszczególnych narodów – Anglik jest flegmatyczny, Włoszka jest idiotką, Amerykanka – puszczalską blondynką z Kalifornii, Turek – erotomanem pozbawionym zasad, a w Meksyku wszyscy jak jeden mąż są skorumpowani i zasadniczo odwalają manianę.

Przed zbliżającymi się wyborami prezydenckimi do Meksyku zaproszeni zostają redaktorzy z różnych czasopism, mają obserwować nastroje społeczeństwa. W grupie najbardziej znany jest angielski komentator polityczny, Walters, austriacki dziennikarz z tygodnika kulturalnego, Androsch, depeszowiec z Holandii, de Brauwe, paparazzi Sevket z Turcji oraz dwie panie - oczywiście z pism kobiecych - ambitniejsza Amerykanka Wooten oraz płytka Włoszka Gulotti. Wycieczkę psuje aresztowanie Amerykanki, która próbuje sprzedać brylanty. Władze Meksyku szybko puszczają ją wolno (kwestionując jedynie klejnoty), albowiem wysoka blondynka zna szefa ochrony prezydenta (intymnie, co jest dość poręczne), wszyscy jadą więc odpocząć do pięknego Acapulco, którego opisów autor spragnionemu egzotyki polskiemu czytelnikowi AD 1985 nie szczędzi. W Acapulco niespecjalnie odpoczywają, bo nagle ginie Anglik. Szef ochrony prezydenta, ciekawy głównie panny Wooten, zostawia w domu żonę i dzieci i zaczyna własne śledztwo. Niestety, chwilę później ginie i Amerykanka.

Tutaj już zaczyna się typowa Agatha Christie – mimo że miejscowe władze szybko zamykają kelnera, który podał truciznę Amerykaninowi, śledztwo przejmuje szef ochrony, bo domyśla się, że morderca przybył z przeszłości Waltersa i musi być wśród uczestników wycieczki. Chyba żeby nie, bo granicę przekraczają dziwni obywatele Iranu i następuje kolejny zamach, tym razem na Belga, już podczas podwójnego pogrzebu.

Okładka od ulubionego duetu Fleischmannów w tonacji czerwonej - na mokrej srebrnej tacy drink z lodem i pomarańczą oraz róża. Na bogato.

#48

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lipca 5, 2013

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2013, kryminal, panowie - Skomentuj


Julia Child - Moje życie we Francji

Nostalgiczne wspomnienia życia amerykańskiej pisarki kulinarnej, która w wieku 38 lat zamieszkała we Francji i odnalazła swoją pasję - gotowanie. Od podstaw, dokładne, naukowe, dociekliwe i pełne zachwytu nad tym, co można zrobić z prostych składników (i tych bardziej wyrafinowanych też). Smaki, kolory i zapachy niegdysiejszej burżuazyjnej kuchni francuskiej, Child przeciwstawia amerykańskiej fastfoodowej bylejakości; a mówimy tu o latach 40. i 50. ubiegłego wieku! Nie jest to historia cudu, jaki się wydarzył w kuchni, kiedy Julia odkryła, że lubi gotować, tylko historia wieloletniej ciężkiej pracy, dla mnie już na krawędzi obsesji, która doprowadziła ją do napisania kilku książek, zrealizowania sporej liczby programów telewizyjnych i stworzenia prawie że naukowej analizy kuchni francuskiej. Dodatkowo to też kawałek historii kulinarnej - spotkania z wielkimi kulinarnego świata – Alicją B. Toklas czy smakoszami ze znanych klubów kulinarnych, szefami kuchni z gwiazdkowych restauracji.

Sympatyczna historia związku z Paulem, starszym od niej dyplomatą, który wspierał ją i pozwalał jej na rozwijanie pasji. Nie wiem, czy chciałabym gotować według jej przepisów, ale warto docenić pracę, jaką włożyła w stworzenie spójnej wersji przepisów, dotarcie do amerykańskich składników, pozwalających na osiągnięcie prawdziwie francuskich rezultatów. Bardziej rozumiem fenomen filmu o blogerce, która odkryła książki kucharskie. Bardziej lubię te rozdziały, w których pisze o podróżach; oczywiście biorę poprawkę na to, że to historia i świat, którego już od lat nie ma.

Szczerość, na jaką mogła sobie pozwolić, pisząc książkę w wieku lat 90, kiedy większość przyjaciół, rodziny i znajomych już nie żyje, pozwala podejrzewać, że jednak nie jest to laurka. Ponieważ mąż Julii, Paul, był fotografem-amatorem, książka jest należycie wypełniona zdjęciami Paryża, Toskanii, bogato wyposażonych kuchni w kolejnych domach oraz samej Julii i jej przyjaciół.

#47

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek lipca 4, 2013

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2013, biografia, panie - Komentarzy: 1