Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Bez tytułu: 2006-12-12

<psieklFH> "oops" means it's fixable. "oh shit" means it's not.
<yacoob> 'never say "ooops", always say "ah, interesting..."'
<wwitek> never say ooops when logged as root.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek grudnia 12, 2006

Link permanentny - Kategoria: SOA#1 - Skomentuj


Wpuszczeni w kanał

Naprawdę w pyteczkę. Rzecz się dzieje w ścieku. Przeraźliwe ślimaki, robiące nastrój i śpiewające piosenki, z niesamowitą mimiką. Komando francuskich żab-komandosów + żaba-mim, które wyglądały jak żabie Aniołki Charliego i były rrrasowymi Frrrancuzami. Batoniki, które nie zawsze są z czekolady. Czerwony awaryjny guzik. Mnóstwo McGyverowych sztuczek - czyli to wszystko, żeby dzieci i młodzież starsza (znaczy - ja) uznały, że film jest świetny. Dla dzieci nie za brutalny, dla dorosłych - nie za głupi.

Poza tym nie wiem, czy to efekt diety, ale nie smakowały mi multikinowe naczos. Zjadłam pół porcji i miałam dosyć. Trochę to smutne, zwłaszcza że do teraz mi ciut mdło. Oczywiście nie jest to coś, z czym ostra papryczka nadziewana serkiem sobie nie poradzi.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela grudnia 10, 2006

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 2


Ruth Rendell - Rzeź niewiniątka

Bardzo smutny kryminał. Ciemny, mroczny, zimny. Stosunkowo mało Wexforda, sporo Burdena i młodego Draytona, który zakochuje się w córce sklepikarza, prowadzącego mętne interesy. Przestępstwo wychodzi jakoś tak mimochodem - na posterunek przychodzi ekscentryczny i roztargniony młody malarz, żeby znaleźć kogoś do sprzątania. Nawet nie zgłasza faktu zniknięcia swojej siostry, ale oczywiście Wexford umie dodać dwa do trzech i wychodzi mu, że zaginiona siostra malarza to ta Ann, o której mowa w anonimie z trupem w tle.

Inne tej autorki tu.

#79

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela grudnia 10, 2006

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2006, kryminal, panie - Skomentuj


Silent Hill

Ja to nawet lubię horrory. Ale takie horrory, co to pośmiać się można. Ot, leży pół pani przypięte do stołu, macha kręgosłupem jak skorpion ogonem i syczy "Braaaaain, eat braaain". Albo panu ręka odpadła, to wziął, przymocował i pomyślał "Następną razą to chyba głowę postradam". Silent Hill ma wszystkie wady ekranizacji przygodowej gry komputerowej i horroru - liniowa fabuła, konieczność szukania "tropów" i osłabiający początek. Czemu zawsze ludzie muszą leźć tam, gdzie leźć nie powinni. Jakby nie leźli, to potem by się nie musieli potykać o płonące undeady, uciekać przez facetem z głową z blachy czy przedzierać się przez labirynt mumii. Ale poleźli, bo inaczej filmu by nie było. Rozrywka dla bardzo zdesperowanych.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota grudnia 9, 2006

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj



Marian Keyes - Sushi dla początkujących

To najsłabsza z tych, które czytałam do tej pory. Typowy pokomplikowany romans, dziejący się w redakcji pisma kobiecego ze wszystkimi tego nudnymi konsekwencjami (straszliwie nie interesuję się tematem). Zła zimna suka z Londynu przyjeżdża do Irlandii rozkręcić pismo i podlega PRZEMIANIE i już nie jest taka zła i zimna, bo nie jest fajnie być złą i zimną. Dobra i miła dziewczyna zdobywa fajnego faceta. Zła koleżanka, która kiedyś tej dobrej odbiła faceta i dalej lata z rozbuchaną pochwą (by Barbarella), zostaje ukarana. Przyjemnie się czyta, ale w zasadzie nie ma wartości dodanej. Ot, mała tygodniowa depresja (viva la prozak), zdradzający facet/kobieta, smutek po rozstaniu, trauma po byciu dzieckiem matki z depresją. Nic, czego porcja sushi i miłości nie naprawi. Jak na romans - przyzwoite, jak na powieść, do której warto wrócić - nie bardzo.

Inne tej autorki tu.

#78

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek grudnia 5, 2006

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2006, kryminal, panie - Skomentuj


Prezenty

Łatwo kupować ludziom, którzy się czymkolwiek interesują. Nie ma nic bardziej stresującego niż myślenie nad prezentami i odrzucanie 99% pomyslów bo: już mają, nie potrzebują, nie używają, nie interesuje ich... Świąteczny, kurde, nastrój.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek grudnia 5, 2006

Link permanentny - Kategoria: Żodyn - Komentarzy: 9


Infiltracja

Na początku zupełnie nie łapałam, o co chodzi. Dlaczego raz pokazują tego samego faceta bez brody i jest gudgajem w policji, a raz z brodą i jest bedgajem w mafii? Potem mnie oświeciło, że to dwóch zupełnie innych facetów. Nic nie piłam, a udało mi się pomylić Matta Damona z Leosiem DiCaprio.

Dość słaby Nicholson, zaskakująco dobry DiCaprio. Film tak o dobre pół godziny za długi, wlecze się okrutnie, mimo że akcja wcale nie jest do przodu popychana. Całość dałaby jeszcze się wytrzymać, gdyby nie końcówka. Przyznaję, malownicza, ale - kaman - krew na ścianie to za łatwe. Ciężko mi było osadzić całość w jakichkolwiek realiach kryminalno-sensacyjnych, wiarygodność jakiejkolwiek akcji była niewielka. Było lepsze od Donniego Brasco, na którym się setnie wynudziłam, ale znacznie słabsze od Świętych z Bostonu.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela grudnia 3, 2006

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 3


Jak we śnie

Dawno nie byłam na tak ładnym filmie, z którego ludzie masowo wychodzili. I żeby nie było - nie był to multiplex, tylko małe kino, a opis filmu niczego nie udaje. Może to znamienne dla tego reżysera, bo z "Eternal Sunshine of the Spotless Mind", opisanego jako "komedia romantyczna", ziomale z paniami dresowymi też wychodzili rozczarowani (i wkurzeni, w zależności od szerokości karku).

"Eternal" był filmem bardzo spójnym i od przyjęcia konwencji (możliwe jest czyszczenie pamięci) bardzo realistycznym. "Jak we śnie" nie jest, jest za to bardzo schizofreniczny. Nie wiadomo, co się śni, co jest naprawdę. Gorzej, że nie wie tego najczęściej też bohater, przez co na rzeczywistość reaguje, jakby była snem. Takie snowe "Existenz" lub cykl o nurkach Łukianienki. Sen to rzeczywistość wirtualna, w której wszystko jest możliwe, tylko tak naprawdę nie wiadomo, czy przestało się już śnić, a dziewczyna tak naprawdę czeka, aż coś zrobisz. Czy film kończy się happy-endem? Decyduje widz.

Mam straszną słabość zarówno do estetyki studia SE-MA-FOR (celofan zamiast wody, chmurki z waty i scenografia z pluszu) jak i do Gabriela Garcii Bernala. Jest wzrostu siedzącego psa, brzydki jak nie wiem co, nie mówi dobrze ani po angielsku, ani po francusku. Ale i tak mam słabość.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela grudnia 3, 2006

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 3


Nienawidzę Merlina

Zwłaszcza w sezonie przedświątecznym, kiedy to dodatkowo mnie rączki świerzbią, żeby wydać wszystkie zarobione walory finansowe. Nawet nie zajrzałam do działu komiksów (czeka tam Gaiman i "Legendy naszych czasów" Enki Bilala). Za to w książkach... "Adrian Mole i broń masowego rażenia" Sue Townsend i "A w Madrycie nadal znakomicie" Pereza-Reverte(go?). W filmach wystawiają głowy jak hydra "Guzikowcy" Petra Zelenki i "Jazda" Jana Sveráka. O Allegro to już nawet nie wspomnę, znalazłam "Billy'ego Milligana" Daniela Keyesa (nie dotykać, naplułam).

Jak ja mam żyć według tego, co piszą w Cosmo, gdzie Viva la minimalizm? Pozbyj się wszystkiego, czego nie używasz. Nie kupuj książek, których nie przeczytasz. Wyrzuć ciuchy, których nie założyłaś od dwóch lat. Oddać czasopisma, które przeczytałaś i miałaś plan jeszcze wrócić. Nie umiem. Książki mnożą mi się w tempie uniemożliwiającym przeczytanie w tej pięciolatce. Szczęśliwie większość filmów mam od Uncle Torrenta, inaczej bym już totalnie zbankrutowała. Wspominałam, że miałam pozbyć się debetów? Kupić wreszcie łóżko? Zrobić malowanie? Położyć kafelki w kuchni? Zagospodarować schowek i zrobić drzwi do garderoby? Nie wspominając o tym, kiedy, zamiast tego wyślę pewnie maila do pana Maćka, żeby zrobił nowy regał na książki. Który zapełnię tym, co leży w systemie stertowym w całym domu.

Dla uczczenia diety kupiłam dwie czekolady w Piotrze i Pawle (za paskarskie pieniądze). Jedna ma 77% kakao i zawiera truskawki oraz pieprz. Druga procentowo wypada jak wyżej, a w środku ma melona i chili. Dieta nie dała większych efektów poza ogólnym poczuciem lekkości (które gwałtownie mi mija, jak się oglądam na jakimkolwiek zdjęciu. No może oprócz tego, co mi je siwa zremasterowała).

Wracając do Cosmo, to sama prawda jest. Szokujący sekret mężczyzny to to, że "pragnie od Ciebie informacji zwrotnych". Jak Boginię kocham, kolega G. (zwanym "Małym Gie") co drugie słowo powtarza "Chcę od Ciebie informacji zwrotnej. Najważniejsza jest informacja zwrotna". Oczywiście, jeśli informacja zwrotna dotyczy spraw erotycznych (w przypadku Małego Gie - oznacza to cokolwiek, bo się dość mało na wszystkim zna i najlepiej się czuje, jak może pokrzyczeć w słuchawkę). Bo mężczyźni nie chcą wiedzieć, czym się różni podpaska od tamponu. Nie wiedzieć czemu, większość "wypowiedzi facetów" to Antoni (34 lata), broker, który nie lubi, jak kobieta targa go za czuprynę, bo wyłysieje od tego, Adrian (30 lat), księgowy, Wiktor (29 lat), anglista, który podczas seksu wyobraża sobie ciocię Stasię w kostiumie kąpielowym lub Jan (23 lata), znowu broker. A jakbyście szukały sposobu na świetny podryw nieznanego faceta w barze, powinnyście wykorzystać tekst: "Cześć, czy wiesz, że w przyszłorocznym kalendarzu Cosmo znajdą się zdjęcia 12 najseksowniejszych facetów? Myślę, że byłbyś idealnym kandydatem!!! Czy mogę wysłać twoje zdjęcie do redakcji?". Oczywiście Cosmo zastrzega, że sztuczka działa jak z posłuszeństwem kota (idzie albo nie). Już widzę te tłumy spragnionych szybkiego seksu laś, które w każdej knajpie częstują tym tekstem faceta. A jak trafią na takiego, co czyta Cosmo?

TŻ chory. Właśnie pije syrop do monitora ("no, to za tatusia").

PS Szanowna redakcjo. Podobają mi się niektóre biżuty z Apartu. Złośliwcy dołączyły katalog do GW. Za co ja mam to kupić? Za co?

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota grudnia 2, 2006

Link permanentny - - Komentarzy: 4 - Poziom: 2