Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu


Tove Jansson - Słoneczne miasto

Zbiór dwóch opowiadań - "Słoneczne miasto" i "Kamienne pole". Pierwsze to epizody z pensjonatu dla emerytów (unika się określenia "Dom starców") w Saint Petersburgu na Florydzie; ludzi, którzy albo nikogo już nie mają, albo są niepotrzebni nikomu. Czytając, nie mogłam się pozbyć myśli, że to postaci z "Doliny Muminków", odarte z baśniowego sztafażu. Jest Mama Muminka (nieco ironiczna pani Rubinstein, potrafiąca rzucić frazą "mój potworny Synu, jesteśmy do siebie bardzo podobni, choć moja inteligencja w szerszym sensie nie przeszła na Ciebie"), pisująca listy do swojego syna, jednak ciągle nie umiejąca napisać tego, co naprawdę czuje, zamiast tego przygotowująca gładką, pozbawioną dramatyzmu narrację, jaką - jej zdaniem - syn chciałby przeczytać. Jest Paszczak/Wuj Truj/Piżmowiec (pan Thompson, często udaje głuchego, uwielbia krytykować książki science-fiction), który jest niechętny towarzystwu, popija ukrywaną pod łóżkiem wódkę, zmuszany do kontaktów towarzyskich bywa niegrzeczny i wybuchowy, co zapewnia mu spokój; w pewnym momencie jednak chce dokonać bohaterskiego czynu w dżungli (oswojonej, w parku tematycznym, ale jednak dżungli). Panna Peabody to Filifionka, zestresowana, usiłująca nadać swoim słowom znaczenie, ale bojąca się każdego dookoła, łatwa do zbicia z tropu. Joe Bounty, młody robotnik sypiający z pomocą domową z pensjonatu, to Włóczykij, podjeżdżający codziennie na motorze; czeka na zew przygody - list od Świadków Jehowy, zapraszający na uroczystość Wniebowstąpienia. Nie zarzucam oczywiście, ze Jansson posługuje się kliszami, ale to kojące, że wzorce znane z Muminków mają się też dobrze wśród ludzi; nagle, po kilku słowach opisu wszystkich się zna.

"Kamienne pole" to lato z życia pewnej rodziny - owdowiałego, starzejącego się ojca, byłego dziennikarza, który w domu na wsi, w towarzystwie swoim dorosłych córek, usiłuje napisać ostatnią książkę. Mam poczucie, że stracił swoje słowa ("wyświechtane, nadwerężone, zmęczone (...), nie nadają się już do użytku. Trzeba by je wyprać i zacząć od początku"), pisanie sprawia mu trudność, a obecność osób, które od zawsze miał za wymagające opieki i zajęte miałkim krzątactwem, dodatkowo go irytuje. Córki też traktują sytuację jako przykry obowiązek: widzą postępującą degenerację sprawnego kiedyś ojca, nadużywanie przez niego alkoholu, ale - również przez pamięć zmarłej matki, która utrzymywała rodzinę w całości - próbują pozszywać rozsnuwającą się materię rodziny. Wszyscy troje czegoś się o sobie uczą, co jednak z tą wiedzą zrobią (i czy nie jest za późno) - nie wiadomo.

Inne tej autorki.

#77

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek grudnia 18, 2017

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2017, beletrystyka, panie, opowiadania - Skomentuj


Killjoys

Gdzieś w odległej galaktyce Quad, składającej się z czterech zamieszkałych planet grupa najemników zajmuje się doprowadzaniem przestępców przez oblicze sprawiedliwości, oczywiście za wynagrodzeniem. Do atrakcyjnej (wiem, nie jest to jej jedyna zaleta, gdyż jest cyniczna, zna sztuki walki i świetnie strzela, ale naprawdę jest na kim oko zawiesić) Dutch i jej elokwentnego współpracownika Johna na początku pierwszego sezonu dołącza brat Johna, D'avin, były żołnierz, cierpiący na zaniki pamięci i PTSD. Teoretycznie ekipa jest bezstronna, nie opowiada się po stronie żadnego rządu ani ugrupowania, ale szybko się okazuje, że próbuje w swojej pracy posługiwać się własną etyką, co nie przysparza im przyjaciół. W tle przygodowych odcinków snują się wątki przeszłości Dutch, wychowanej przez tajemniczego mistrza Khlynena, którego usiłuje wyśledzić; próby odtworzenia wydarzeń, które doprowadziły do dziur w pamięci D'Avina oraz - na poziomie wielkiej polityki - wykluwającej się rewolucji, która obejmuje wszystkie planety.

Boję się zaryzykować porównania do Firefly, ale się niedwuznacznie nasuwa - rzecz się dzieje czasem w przestrzeni, czasem w nieco uwspółcześnionym świecie Dzikiego Zachodu, barwni bohaterowie, scenografia bywa nieco szorstka (dużo twórczego użycia ekranów z folii i ciasnych pomieszczeń wyglądających jak kontenery od środka, jest mroczna tajemnica z przeszłości, bohaterów łączą (skrywane lub nie) uczucia, a dramat i patetyczność niektórych wydarzeń jest tonowany dowcipem i cynicznymi dialogami.

Serial jest kanadyjski, co bawi tym bardziej, że w obsadzie pojawia się trzydzieścilatpóźniej część obsady hitu lat 90. - "Żaru tropików" (co prowadzi do wniosku, że Kanada ma wprawdzie ogromne zaplecze pejzażów w Kolumbii Brytyjskiej, ale podobnie ograniczony wachlarz aktorów jak Polska, gdzie w każdym filmie jest Karolak albo Kot, chyba że potrzeba amanta, to wjeżdża Małaszyński).

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela grudnia 17, 2017

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 2


Kazuo Ishiguro - Nie opuszczaj mnie

Hailsham, szkoła z internatem dla młodzieży na angielskiej prowincji, w czasach przedinternetowych. Miłostki, konflikty, mniej lubiani nauczyciele i ci bardziej. Narratorka dorasta, zaczynają ją dziwić na pozór oczywiste do tej pory sprawy - czemu nikt nie wyjeżdża na święta i wakacje do domu, czemu nikt nie ma domu poza internatem; kim jest tajemnicza Madame zbierająca najładniejsze rysunki, wiersze i rzeźby; czemu nauczyciele czasem zachowują się dziwnie, tak jakby im było dzieci żal. W perspektywy dorosłej narratorki, Kathy, opiekunki Dawców, wiadomo już, że nie są to zwykłe dzieci, tylko klony (czyje? nie wiadomo), przygotowane specjalnie po to, żeby oddawać swoje organy (komu - autor nie precyzuje). Skupia się na podobnym podejściu do wydarzeń jak w "Okruchach dnia" - poczuciu sensu życia. Kathy jest dumna w zasadzie ze wszystkiego - z elitarnej (a jak się potem okazuje, eksperymentalnej) szkoły, swoich umiejętności jako opiekunki, sposobu, w jaki rozwiązuje problemy, aż wreszcie z perspektywy zostania Dawcą, jak pozostali wychowankowie Hailsham.

Dziwna to książka i taka... niedokończona. Osią akcji jest retrospektywna (więc wiadomo, jaki był skutek) opowieść o próbie podjętej przez Kathy i jej ukochanego, którzy próbują "złamać" system i wyjść z przypisanych im ról; uważają, że ujawnienie prawdziwości łączącego ich uczucia pozwoli na bycie "normalnymi", jak inni ludzie. Niewiele poza tym jest ujawnione - co to za system i co ma przynieść, jak wyglądał los klonów poza elitarnym Hailsham (poza tym, że był o wiele mniej komfortowy).

Rozbawiła mnie przeczytana gdzieś wypowiedź Ishiguro, który odżegnuje się od pisania science-fiction. Otóż jednak to jest science-fiction, nie mam wątpliwości.

Świetna recenzja ^dees tutaj.

Inne tego autora.

#76

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek grudnia 12, 2017

Link permanentny - Tagi: 2017, panowie, sf-f - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Kate Morton - Zapomniany ogród

Australijka Cassandra, owdowiała 40-latka po przejściach, dziedziczy po babci Nell dom, tyle że niespodziewanie na angielskiej prowincji. Jest to zaskakujące, bo jej babka od zawsze mieszkała w swoim zagraconym mieszkaniu nad sklepem ze starociami. Im więcej historii swojej rodziny Cassandra odkrywa, tym więcej tajemnic i niepokojących faktów się pojawia. Jej babkę znaleziono jako 4-latkę, błąkającą się samą w australijskim porcie; zaadoptował ją pracownik portowy, w którego rodzinie spokojnie rosła aż do momentu, kiedy dowiedziała się o swoim pochodzeniu. Długo szukała w przeszłości, łącząc ślady na mapie, ale nie udało się jej wyśledzić genealogii. Dopiero Cassandra, zaopatrzona w nowoczesne narzędzia i sieć społecznych kontaktów odkryła, co łączyło ogród z labiryntem, ilustracje znanego angielskiego rysownika i zapomniane wydanie pięknych baśni.

To historia trzech pokoleń kobiet, z których każda - w różnym zakresie - poszukiwała własnej tożsamości i jednocześnie próbowała się rozliczyć z przeszłością. Trochę powieść kostiumowa - dorastanie małej Elizy w londyńskich slumsach na początku XX wieku, potem na dworze zamożnych krewnych, trochę współczesna opowieść o powrocie do życia po tragedii.

Inne tej autorki tutaj.

#75

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek grudnia 12, 2017

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2017, beletrystyka, panie - Skomentuj


O tym, że nie da się czasem spotkać w grudniu

[9-10.12.2017]

Najpierw mieliśmy spotkać się z A. i jej chłopakami na miejscu, w Muzeum Techniki. Ponieważ różne rzeczy po drodze, minęliśmy się. Przerzucając się sms-ami i wiadomościami, spotkałyśmy się w przelocie następnego dnia na śniadaniu. Szkoda, bo i chłopaki chcieli się z Mają spotkać, i ja z A. zamienić kilka słów, bo w Poznaniu jakoś też się tak samo mijamy. W każdym razie sobota w grudniowym Berlinie przewidywalnie miła - Spectrum (nieustająco Domek Czarownicy robi zamieszanie w błędniku), restauracja Athena na Tempelhofer Ufer i spacer po Kurfürstendamm do jarmarku przy Gedächtniskirche. Przy okazji odwiedziłam sklep firmowy Taschen, gdzie jednak zaskoczyło mnie, że książki są raczej tylko po niemiecku. Szczęśliwie da się wszystko zamówić przez Internet i mimo okresu przedświątecznego przesyłka z prezentem po angielsku przychodzi w ciągu kilku dni do Polski.

Odbicia / Prąd / Domek czarownicy Energia powietrza / Mgła / Transport U-bahn Kurfürstendamm / Gedächtniskirche

Następnego dnia udało nam się nie spotkać z K. i P., ponieważ przedłużyło nam się śniadanie, potem krążyliśmy dramatycznie po okolicach Wyspy Muzeów, szukając miejsca do zaparkowania, a dodatkowo kupiłam bilety do Pergamonu on-line, co gorąco polecam, bo omija się kilometrowe kolejki (ale omija się też opcję na spotkanie ze znajomymi, więc coś za coś). Gorąco polecam, bo powiedzieć, że Pergamon robi wrażenie, to nic nie powiedzieć. Nie jest ważne, czy to, co widać w muzeum, zostało odtworzone z garstki kamieni (oraz w jaki sposób pozyskanej), efekt jest taki, że weszłam, opadła mi szczęka i tak krążyłam z półotwartymi ustami, próbując ogarnąć wzrokiem kawał historii starożytnej. Brama Ishtar - 14 metrów wysoka, 30 metrów szeroka, zupełnie nie dziwi mnie pełna przechwałek inskrypcja króla o tym, po co jest brama (żeby się zachwycić i paść na kolana, zdecydowanie cel osiągnięty mimo upływu tysięcy lat). Mnóstwo lol-contentu na płaskorzeźbach - nic tak nie cieszy 8-latki jak szukanie kolejnych scenek, na których ludzie-orły cieszą się, że mają wiaderko i owocek. Fantastyczne arabskie dywany, z dużą nutą smutku, bo sporo tych pięknych rzeczy zniszczało w Syrii wraz z ludźmi, którzy byli potomkami autorów. Bardzo konkretnie planuję całą Wyspę na jakiś letni dzień.

Inskrypcja / Źródło inspiracji "Niekończącej się opowieści" Człowiek orzeł ma wiaderko i owocek / Kciuki aprobaty

Berlinerdom, Trzy dziewczęta i chłopiec, wreszcie jarmark przy St. Marienkirche.

GALERIA ZDJĘĆ
Poprzednie wizyty: "Spectrum" - 2016 i 2014; jarmark przy St. Marienkirche 2014, 2013 i Gedächtniskirche 2014.

W tle "Avalon" Roxy Music. To płyta bezczasowa, pasuje i do grudniowych wspomnień, i do lutowej rekonwalescencji.

Adresy: Taschen Berlin - Schlüterstr. 39.
Restauracja hinduska Appka - Maybachufer 23.
Restauracja grecka Taverna Athene - Tempelhofer Ufer 12.
Pergamonmuseum - Bodestraße.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela grudnia 10, 2017

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Maja, Fotografia+ - Tagi: berlin, Niemcy, sztuka - Komentarzy: 7


Ponieważ

... bab gadar i absolutny zanik umiejętności posługiwania się słowem pisanym, a do tego lista szkiców notek mi dramatycznie rośnie, dziś będzie o serialach w telegraficznym skrócie:

  • Love: Gus, nudny i nieco aspergerowaty nauczyciel, pracujący na planie filmowym poznaje Mickey, odjechaną, acz socjopatyczną dziewczynę ze związkofobią. Nie ma absolutnie szansy na to, żeby im się wspólnie udało utrzymać nietypowo zaczęty związek, ale nieustająco próbują. Śmieszne, ale czasem do bólu amerykańskie.
  • Easy: etiudki o różnych nietypowych sytuacjach w związkach (np. pani chce się bawić w przebieranki, pan niespecjalnie albo mąż ukrywa przed ciężarną żoną, że rozkręca manufakturę kraftowego piwa, bo żona w ciąży nie może pić). Niespecjalnie ciekawe, chociaż fajna obsada.
  • Crazyhead: Amy chodzi do psychiatry, bo widuje ludzi z płonącymi twarzami, co nie jest specjalnie głupie do momentu, kiedy poznaje Raquel, również obdarzoną tym rodzajem widzenia. Zombie, demony, dużo krwi i rzeczy niesmacznych, ale to serial brytyjski, więc niespecjalnie dziwi.
  • Sex&Drugs&Rock&Roll - Deanis Leary w roli eks-rockmana, który po latach usiłuje wskrzesić dawny zespół. Pojawia się właśnie pełnoletnia córka, która również chce zrobić karierę na scenie, eks-żona i barwna ekipa z drugiego planu (najlepszy jest Rehab, basista).

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek grudnia 7, 2017

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Hakan Nesser - Punkt Borkmanna / Powrót / Kobieta ze znamieniem

Poprzedni tom niespecjalnie mnie wciągnął, ale kolejne - bardzo. Mimo początkowego braku chemii polubiłam Van Veeterena, cynicznego, dowcipnego[1] i elokwentnego policjanta na granicy wypalenia zawodowego i życiowego[2], ale ciągle węszącego i pchającego kolejne śledztwa do przodu mimo tępego szefa[3] i często braku jakichkolwiek przesłanek do kontynuowania sprawy. Ba, ma całkiem ogarniętą ekipę, która - w przeciwieństwie do szefa - bardzo dobrze ze sobą współpracuje i ma życie prywatne! Śledztwa nie są też prowadzone metodą olśnień (chociaż czasem się to Van Veeterenowi zdarza, co go jednak niepomiernie irytuje), tylko wymagają ciężkiej pracy, setek godzin poświęconych na przesiewanie zgłoszeń i danych (rzecz się dzieje na początku lat 90., nawet w Holandii nie było wtedy jeszcze sprawnie działających sieci komputerowych). Najbardziej lubię porównanie padające w "Kobiecie", że najczęstszą metodą pracy jest zadanie świadkom pytań zgodnie z regułą świni poszukującej trufli - jeśli odpowiednio długo i wytrwale się grzebie w ziemi, to prędzej czy później coś się znajdzie. Oraz że policjant to ktoś, kto nie ma szansy na bycie kimkolwiek w życiu.

Tytułowy punkt Borkmanna to taki moment w śledztwie, kiedy policja dysponuje już wszystkimi niezbędnymi śladami, żeby rozpoznać przestępcę. Problem w tym, że najczęściej detektywi nie są w stanie tego punktu określić i często tylko przypadek pozwala na rozwiązanie sprawy. Van Veeteren wraz ze współpracownikiem Münsterem zostaje delegowany do miasteczka Kaalbringen, gdzie morderca za pomocą siekiery rozwala głowy pozornie nie związanym ze sobą mężczyznom. Na miejscu jest emerytowany inspektor Bausen, dla którego to ostatnia sprawa przed odejściem na emeryturę. Od razu się z Van Veeterenem dogadują - Bausen ma doskonale zaopatrzoną piwniczkę z winami[4], a do tego świetnie gra w szachy. Münsterowi nie jest tak wesoło - delegacja odciąga go od dzieci i żony, która również jest faktem rozłąki zirytowana; na szczęście śledztwo jest nadzwyczaj ciekawe, a lokalni współpracownicy - całkiem niegłupi i sympatyczni. Ba, nawet przestępca okazuje się - mimo makabrycznego zamiłowania do walenia siekierą po głowie - bardzo miłym człowiekiem.

W "Powrocie" z więzienia po drugim wyroku wychodzi morderca. Długo się wolnością nie cieszy, bo znika; jego zwłoki po prawie roku znajduje przedszkolna wycieczka[5]. Trochę zajmuje, zanim ekipa odkryje, kim jest denat (nie pomaga brak głowy, stóp i rąk), dodatkowo Van Veeteren część śledztwa prowadzi ze szpitalnego łóżka, bo akurat wycinają mu raka jelita grubego. Śledztwo podważa winę zaginionego, a jego zwłoki sugerują, że ktoś, kto zabił wcześniej dwie kobiety i znalazł kozła ofiarnego, dalej jest na wolności. Kiedy po mozolnym zbieraniu dowodów Van Veeteren wkracza na finałową rozmowę z podejrzanym, finał jest niespodziewany i zaskakujący nawet dla mnie (a trochę kryminałów w życiu przeczytałam).

W "Kobiecie ze znamieniem" giną na oko zupełnie nie związani ze sobą mężczyźni - każdy najpierw dostaje dwa strzały w serce, potem kolejne trafiają w przyrodzenie. Wydaje się nic ich nie łączyć, tym bardziej sprawa jest trudna, bo nie ma motywu; nie pomaga, że rzecz się dzieje w styczniu, kiedy Van Veeteren wolałby zapaść w hibernację. Tuż przed trzecią zbrodnią ekipa odkrywa, że panowie kończyli razem szkołę wojskową; nagle mają ponad 30 potencjalnych ofiar (jeśli trend się utrzyma), z których jedna może, choć nie musi, być mordercą. Wątek śledztwa przeplatany jest przemyśleniami zbrodniarza, które jednak niespecjalnie zdradzają zakończenie.

[1]

– Znasz historię Heliogabala? – zapytał.
– Tego od krwi na trawie? – Tak. Był cesarzem rzymskim od 218 do 222 roku. Zabijał ludzi, bo lubił podziwiać czerwień na zielonym tle. Bezkompromisowy esteta, bez dwóch zdań. Chociaż krew nie najlepiej utrzymuje kolor.
– Nie – odparł Bausen. – I mało prawdopodobne, żeby to było motywem tej zbrodni. W środę w nocy musiało tu być ciemno jak diabli. Dwie sąsiadujące ze sobą latarnie są zepsute.
– Hm. To skreślamy wątek Heliogabala. Zawsze to miło móc wyeliminować jakieś nazwisko z listy...
– A pan komisarz nie da mi żadnej dobrej rady? – spytał, kiedy wychodzili już z lokalu.
Van Veeteren podrapał się po karku.
–  Nie. Przecież sam już powiedziałeś: trzeba umieć być cierpliwym. Kury nie będą szybciej znosić jajek od tego, że będziemy stać nad nimi i się gapić.
–  Skąd pan komisarz bierze te wszystkie powiedzonka?
–  Nie mam pojęcia – rzucił ubawiony Van Veeteren. – My, poeci, tak już mamy. To po prostu na nas spływa.
Van Veeteren z irytacją zgasił swoją cygaretkę.
–  Przecież wiem – wymamrotał. – Wycięli mi kawałek jelita, Münster, a nie mózgu.

[2] Eks-żona Renate, której raczej unika, bo go nudzi, syn w więzieniu, z którym niespecjalnie ma o czym rozmawiać i zamężna córka z kilkuletnimi bliźniakami, dość zajęta swoim życiem.

[3] Który potrafi nie przyjść na odprawę, bo zatrzymują go sprawy doniosłej wagi, a konkretnie przesadzanie roślin doniczkowych w gabinecie. W lutym. Nie żeby podwładni żałowali nieobecności.

[4] Się pije: Sain Emillion '71 z serem i gruszkami czy Pertrault '81.

[5] Mental note to self: nigdy nie zostać przedszkolanką.

Zaczęło się od Eunice, lat sześć, która zwymiotowała w autobusie już po przejechaniu czterystu metrów. Paul, lat trzy, mniej więcej w tym samym czasie nasikał sobie do butów. Ellen i Judith, lat cztery i pięć, dosłownie kilka minut później rzuciły się sobie do oczu z powodu zielonej chusteczki w różowe króliczki. Emile, lat trzy i pół, zanosił się od płaczu za mamą, aż huczało w całym autobusie, a Christophe’a, lat sześć, rozbolał ząb.

Inne tego autora tutaj.

#72-#74

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota grudnia 2, 2017

Link permanentny - Tagi: 2017, panowie, kryminal - Kategoria: Czytam - Komentarzy: 1


Black mirror

Trzy sezony (czwarty w drodze) po kilka luźno lub wcale ze sobą powiązanych etiud ze wspólnym mianownikiem - Internet (za tytułowym czarnym ekranem). Trudno jest oceniać całość serialu, bo poszczególne odcinki są bardzo różne pod względem formy, wymowy i treści - od absurdalnie katastroficznych, przez nadmiernie (i niepotrzebnie) brutalne czy oparte o nielogiczne założenia aż do wzruszających i dających nadzieję.

W "The National Anthem" zostaje porwana księżniczka brytyjska, a porywacz żąda, żeby premier odbył na antenie telewizji niepozorowany stosunek ze świnią (i nie, nie jest wyjaśnione, co komu zawiniła świnia). Na kolejne decyzje rządu ogromny wpływ mają wyniki sondaży opinii publicznej, bo każdy korzystający z mediów może zagłosować, co dalejha. Odcinek nielogiczny i więcej mówiący o próżności klasy rządzącej niż o realnym problemie dostępności do informacji i jej rozprowadzania.

"Fifteen Million Merits" dzieje się w nieokreślonej, ale dalekiej przyszłości. Z niewiadomych przyczyn ludzie zarabiają "merity" potrzebne do zakupu czegoś więcej niż minimum koniecznego do przeżycia, pedałując na rowerach stacjonarnych i oglądając setki kanałów w telewizji (nie do końca jasne jest, czy płacą za możliwość oglądania, czy za możliwość nieoglądania). Za tytułowe 15 milionów można iść na casting i zostać KIMŚ w analogu programu typu Idol, pytanie tylko, czy warto. Niespójny świat (np. gdzie są rodziny, w których rodzą się dzieci, trafiające na rowery) z bardzo wyraźną wymową, że popularność w Internecie to ułuda.

"The Entire History of You" wyposaża każdego człowieka w moduł pozwalający na powrót i oglądanie każdej sekundy swojego życia w jakości HD. Można z tego korzystać w calu wspominania miłych chwil i uczenia się na błędach, można się zadręczać niepowodzeniami i zniszczyć swoje życie, żyjąc przeszłością.

W "Be Right Back" młoda wdowa odtwarza swojego zmarłego tragicznie męża na podstawie jego aktywności w mediach społecznościowych. Historia jest strawna do momentu, kiedy z wirtualności (rozmowy przez komunikator/telefon) przechodzi do realności, aplikując AI do manekina.

"White Bear" to powracający również w późniejszych epizodach motyw amnezji - młoda kobieta budzi się w nieznanym miejscu, nie wie, kim jest, nikt z nią nie rozmawia i nie chce jej pomóc (za to wszyscy ją nagrywają), a tajemniczy zamaskowany człowiek chce ją zabić. Bxnmhwr fvę, żr wrfg cemrfgęcpmlavą v pbqmvraavr cemrm bqteljnal grngemlx m choyvpmabśpvą qbjvnqhwr fvę b moebqav, wnxą cbcrłavłn.

W "The Waldo Moment" komik animuje fikcyjną maskotkę, która obraża znanych polityków. W pewnym momencie zaciera mu się granica między sobą a fikcyjną postacią. Nie zapada w pamięć.

"White Christmas" ponawia motyw amnezji oraz sztucznej inteligencji na bazie kopii umysłu konkretnego człowieka (oraz - jak się okazuje - cemrfłhpunavn moebqavnemn). Dwóch mężczyzn w ośnieżonej chacie pośrodku niczego spędza razem już którąś zimę, nie wiadomo dlaczego. Zaczynają rozmawiać, jeden zwierza się ze złych rzeczy, które zrobił, drugi do pewnego momentu milczy, potem już nie. Epizod wprowadza kolejny powracający motyw - rzeczywistość wirtualną.

"Nosedive" jest chyba najsłabszy z dotychczasowych. Instagramowo słodkie społeczeństwo wzajemnie się ocenia, a ranking każdego - aktualizowany po każdej codziennej czynności (uśmiech do zdjęcia z kawą, lajk od kogoś z wyższą punktacją, 5 gwiazdek za small-talk w windzie) - upoważnia do życiowego awansu. Absurdalnie nielogiczne - nie da się egzystować w takim społeczeństwie, gdzie każda decyzja jest oportunistyczna.

W "Playtest" młodemu Amerykaninowi podróżującemu po Europie kończą się fundusze, więc podejmuje się testowania oprogramowania z rzeczywistością rozszerzoną. Nieźle zrobione, trzyma w napięciu, ale finał jest aż za bardzo oczywisty (wrśyv emrpmljvfgbść jveghnyan avr eóżav fvę bq emrpmljvfgbśpv, gb avtql avr jvrfm, j xgóerw wrfgrś).

"Shut Up and Dance" to z kolei odcinek najbardziej brutalny i bezsensowny. Młody chłopak zostaje sfilmowany przez hakerów, kiedy się masturbuje i żeby uniknąć kompromitacji, wykonuje ich coraz bardziej łamiące prawo wymagania. Podczas kolejnych zadań spotyka innych szantażowanych, którzy postępują tak samo. Końcówka mocno rozczarowująca - jfmlfpl fmnagnżbjnav bxnmhwą fvę olć źyv (mqenqmnwąpl ząż pml crqbsvy), n unpxreml v gnx avfmpmą vpu żlpvr, hwnjavnwąp gnwrzavpr zvzb jlxbanavn cbyrprń. Wymowa - w Internecie wszyscy widzą, co robisz.

"San Junipero" to najsympatyczniejszy odcinek o rzeczywistości wirtualnej. Dwie młode dziewczyny - odważna i rozrywkowa Kelly oraz nieśmiała Yorkie - spotykają się w fikcyjnej miejscowości w latach 80., gdzie się w sobie zakochują, spędzają wieczór, po czym znikają do prawdziwego życia. O tym, czy da się egzystować po śmierci i na jakich warunkach.

"Men Against Fire" wraca do rozszerzonej rzeczywistości. Żołnierze mają wszczepione implanty, żeby łatwiej polować na mutantów w egzotycznej lokalizacji (Dania?). Kiedy implant jednego ze snajperów ulega uszkodzeniu, żołnierz staje przed wyborem pamiętania każdej akcji wojskowej bez "ochrony" wirtualnej rzeczywistości albo zapomnienia o całej sprawie.

"Hated in the Nation" to uczciwy kryminał ze śledztwem. Nano-pszczoły sterowane przez terrorystę zabijają kolejne ofiary, jak się okazuje, wskazywane przez specjalny hasztag (dziś internauci głosują na najmniej lubianego zwyrodnialca, ogłoszenie wyroku już po dzienniku).

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek listopada 30, 2017

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Nathan Hill - Niksy

Skomplikowana saga ze skandynawską legendą w tle, o ludziach, którzy w pewnym momencie odkryli, że nie mają zupełnie wpływu na swoje życie. Skomplikowana jest też ze względu na strukturę - przeplatają się wydarzenia współczesne (2011) z historią z lat 80. (dzieciństwo Samuela), końca lat 60. (dramatyczny czas między szkołą a studiami Faye, matki Samuela) i z lat 40. (norweskie korzenie ojca Faye), dodatkowo część wydarzeń dzieje się w rzeczywistości wirtualnej, a kolejna partia zdarzeń ujawnia się dzięki napisaniu o nich książek.

Samuel, wykładowca niezbyt prestiżowej uczelni, gdzie załapał się jako autor jednej książki (kolejnych nie potrafił napisać), dowiaduje się, że jego matka - która zniknęła wiele lat wcześniej, kiedy miał 8 lat (i z czego do dziś się nie wygrzebał) - została aresztowana za zamach na konserwatywnego gubernatora i oskarżona o terroryzm. Wplątany w sieć niezależnych od siebie intryg - wydawca żąda od niego, żeby napisał druzgoczący dokument o swojej matce, na uczelni skandal z psychopatyczną studentką - zgadza się na wszystko i zaczyna podróż w przeszłość rodziny. W trakcie poszukiwań z pomocą uzależnionego od gry internetowej znajomego odkrywa, że jego matka jest postacią niejednoznaczną i nawet fakt porzucenia go przez nią i konsekwencji tego (nieumiejętność zdobycia ukochanej i utrzymania trudnej przyjaźni) nie wydaje się już być taki znaczący.

Pozostałam z ambiwalentnymi uczuciami po lekturze. Zgrabna konstrukcja, napisana w dynamiczny sposób, wciąga w śledzenie ciekawej historii, ale postaci są w najlepszym razie irytujące (Laura, Charlie Brown), a w większości przypadków zupełnie mdłe (pozostałe); rozwiązania fabularne okazują się mimo budowanego napięcia dość... zwyczajne. Bohaterowie są przemiatani przez życie zupełnie bez udziału własnej woli: Samuel nie próbuje grać o ukochaną z powodu decyzji jej brata, Faye - najpierw zmanipulowana przez znajomą, potem wplątana w zamieszki studenckie w Chicago - żyje nie swoim życiem. Dodatkowo wiele wątków, a niektóre robiące wrażenie doklejonych na ślinę (studium uzależnienia od gier internetowych, samo zawiązanie akcji z ewolucją ciśnięcia żwirem w przypadkową osobę do ataku terrorystycznego), rozwadniają esencję książki. Nie jest to jednak pozycja zła, ale może niekoniecznie trafia do mojego kanonu "dobrych książek".

#71

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela listopada 26, 2017

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2017, beletrystyka, panowie - Skomentuj